środa, 5 grudnia 2012

17.

Nowy Rok zaczął się śmiesznie, taaak, to zdecydowanie dobre określenie.
Śmieszny sylwester, śmieszni ludzie i śmieszne rozmowy po północy i po alkoholu.
Co mnie kurcze podkusiło, aby w takim stanie dzwonić do Arka?! Podobno człowiek po dodatkowych % jest bardziej szczery, wylewny i mówi to co myśli. No to niezłe wyznania mu przedstawiłam, ale chyba jednak niepotrzebnie, to tylko popsuje ostatnio, o dziwo bardzo udane stosunki między nami.
No bo nawet jeśli powiedziałam mu ‘to’ (pewności jeszcze nie mam, dziś spróbuję to z od Niego wyciągnąć), to i tak zaprzeczając sobie i całemu światu nie chcę z Nim być.
Ze mna zawsze coś było nie tak. Nigdy nie mogłam dostosować się do ogólnych norm. Biorąc je pod uwagę, powinnam już dawno być z Arkiem, ale niee, mój niezależny duch nie może istnieć nawet pod pozornym widmem związku. Powinnam się leczyć. Skończę z kotami…

piątek, 16 listopada 2012

16.

Długo mnie nie było, długo nie miałam czasu...
Wszystko mi jakoś umyka, rozpływa się i nie chce z powrotem materializować. Dziś miał być u mnie A., jutro derby, a okazało się, że zamiast niego na Płockiej miałam wątpliwą przyjemność powitania M.  Czemu ona zawsze zjawia się u nas w najmniej odpowiednim momencie. Jeszcze jej znajomy ma do nas przyjechać, a ja... ja nie mogę już na to patrzeć! Dobrze, że większą część tygodnia spędzam w pracy, pozostałą część chyba spędzę u Z., zaproponował pomoc, ma wolny pokój przez parę dni.
Dobija mnie to wszystko, zwłaszcza komplikacje z A. Cieszę się, że poznał kogoś fajnego, że może mu się wszystko ułoży teraz. Ale jeszcze w sumie nie jest w związku, a nam już się znajomość rozjeżdża. A przecież było już choć z jednej strony trochę toksycznie to jednak na prawdę genialnie. Czemu Jego słowa zawsze muszą się sprawdzać? Czemu?!
Znów pojawiła się opcja zmiany pracy, obym teraz przynajmniej nie spękała. Czemu zaprzeczam sama sobie?! Potrzebuję zmian, a jednocześnie cholernie się ich boję i gdy przychodzi dogodna okazja nie potrafię z niej skorzystać i wdrożyć cokolwiek nowego w życie.
Potrzebuję z kimś pogadać, choć nie wiem, czy ktokolwiek potrafiłby mnie teraz zrozumieć...

poniedziałek, 29 października 2012

15.

Jeeej, to był cudowny weekend. Wyjazd do Lublina jak najbardziej pozytywny. Odpoczęłam, odcięłam się od wszystkiego i na dodatek jeszcze bardzo miło spędziłam czas. Zwłaszcza sobotnią noc... ;)
Nastrój zdecydowanie lepszy, akumulatory naładowane, więc... DO PRZODU!

Lykke Li - I follow rivers (The Magician Remix)->

poniedziałek, 22 października 2012

14.

Jak się okazuje nawet mnie się czasem pofarci. Prawdopodobnie zaliczyłam kolosa z angielskiego (bez nauki do niego), dostałam 4 za pracę domową z metodyki, która zrobiłam w trakcie zajęć i jeszcze nie dobiłam do -500 na koncie bankowym. Więc jest dobrze;)
Zaś w pracy niespełnienie nadal trwa. Na horyzoncie pojawiła się możliwa zmiana miejsc pracy z BK na Hard Rock Cafe, ale pewnie znowu spękam i odpuszczę. Czemu ja się tak zawsze boję spróbować czegoś nowego? Lęk przed nieodkrytym jest najgorszy, on po prostu ogranicza. Muszę się ogarnąć.
W międzyczasie pasowałoby jeszcze rozwiązać umowę ze SkillsNetem. Trzeba to załatwić jak najszybciej.
Aa i dziś zakupiłam już bilety do Lublina<3 Będzie cudownie, na pewno. Ciekawa też jestem co pan Paweł w Montowni fryzur dla mnie wymyśli. Mam nadzieję, że nie skończę bez włosów na głowie;)
Jeszcze dziś czeka mnie przerabianie zagadnień na jutrzejszego kolosa i przygotowanie wystąpienia na procesy informacyjne. A rano pobudka i prosto na badania, w tym pobieranie krwi, więc przeczuwam tragiczny początek dnia. Obym to tylko przeżyła...

See ya!

piątek, 12 października 2012

12.

Kupiłam dziś drugą parę butów zimowych w przeciągu 4 dni i to nadal nie są buty na płaskim obcasie. Tak, jestem zakupoholiczką. Chyba już czas to leczyć!
Postanowiłam wrócić na kurs angielskiego, zważywszy że kończy się on certyfikatem, dzięki któremu będę zwolniona z egzaminu na uczelni;)
Generalnie ostatnie dni spędzam w biegu, mało śpię, ciągle coś załatwiam i gdzieś pędzę, ale w sumie to dobrze, dzięki temu nie mam czasu na jesienną chandrę i zadręczanie się.

wtorek, 9 października 2012

11.

Boże, Boże, Boże!
Chyba umarłam...
W każdym bądź razie ostatkiem sił przeżyłam kolejny trening i teraz zastanawiam się czy, aby na pewno jestem jeszcze wśród żywych, bo wszystkie części mojego ciała odmawiają posłuszeństwa. Gdzie moja kondycja? Z pewnością jutro nie będę mogła zwlec tyłka z łóżka i dojechać na czas na ten cholerny angielski.

Pobudka o 6:00<3

niedziela, 7 października 2012

10.

Przeraża mnie fakt jutrzejszej pobudki o 6 rano. Ja nie wiem kto ułożył taki plan, nie wiem. Nie mam pojęcia jak ja wstanę, biorąc pod uwagę jeszcze moje zakwasy (4 godziny gry w piłkę nożną to troszkę za dużo).
Ale oczywiście, zamiast się już położyć, to przeszukuję cały internet polując na idealne zimowe botki. Mój tok rozumowania czasem mnie przeraża. Ech, rano będę wyglądać jak zombie.

piątek, 5 października 2012

9.

Postanowiłam, że rzucam kurs angielskiego. Nie warto się zmuszać do pewnych rzeczy.
Wystarczy, że chwilowo muszę znosić obecność M. w moim mieszkaniu. Choć bardziej chyba drażni mnie zachowanie drugiej M. Mniejsza o to, wytrzymam.
Jak miło jest porozmawiać z A. jak za dawnych, dobrych czasów. Ten Kraków dobrze nam zrobił.

Letters to Cleo - I want you to want me->

czwartek, 4 października 2012

8.

Strasznie długi i męczący dzień, mimo że tak naprawdę to nic nie zrobiłam. Chyba zajęcia o tak późnej porze nie będą mi służyć. W każdym bądź razie przynajmniej przedpołudniowe spotkanie z dziewczynami było owocne i bardzo sycące (2 ogromne pizze, mmm.....), mimo że żadna z nas nie mogła do końca zrozumieć sensu filmu, który oglądałyśmy. Nieważne...
Teraz czekają mnie dwa dni w pracy, z chwilą na angielski. A w niedzielę znowu rozpoczynamy treningi w piłkę;) Już nie mogę się doczekać.

środa, 3 października 2012

7.

Śmiem stwierdzić, że będę miała najprawdopodobniej poprawkę z angielskiego, przeczuwam zbyt wysoki poziom zajęć.
Przeczuwam też, ciężką noc w pracy, ale za to jakże miłe przedpołudnie z dziewczynami i miejmy nadzieję dobrym filmem.
Wczorajsza rozmowa z mamą wprawiła mnie w przygnębiający nastrój. Ale chyba trudno się dziwić, skoro okazuje się, że cała rodzina zapomniała o twoich urodzinach. W sumie nie tylko rodzina, dwie z najbliższych mi osób też, a kolejna potraktowała sprawę trochę zbyt olewczo...
No cóż... Czas ruszyć do przodu.

poniedziałek, 1 października 2012

6.

Takiego zakończenia dnia naprawdę sobie nie wyobrażałam. Nadal wydaje mi się, że ta bójka w autobusie to tylko wymysł mojej wyobraźni. A miało być tak miło. Cóż, jak widać nie wszyscy ludzie są normalni. Przerażają mnie takie zachowania.
Te urodziny zapamiętam na bardzo długo.

Kończę film, uspokajam nerwy i idę spać.

5.

Nawet w urodziny spędzam samotnie wieczór, miałam do wyboru to, albo domówkę dla mojej grupy, która skończyłaby się najazdem policji, jak zwykle. Wolałam nie ryzykować.
Noc zapowiada się smętnie, choć dzień upłynął całkiem miło: mnóstwo życzeń i róża od współlokatorów.
Kraków sprawił, że jeszcze bardziej doskwiera mi samotność. Cóż, trudno jest wrócić do rzeczywistości i pustego łóżka. Potrzeba bliskości wzrosła niemiłosiernie, te dwie noce, były tak genialne... Przecież powinnam się już do tego przyzwyczaić, w przyszłości będę miała koty, a nie męża. Cóż, kiedyś rzuciłam tym tekstem na odczepnego, a teraz co raz bardziej boję się, że może okazać się on złą przepowiednią.
20-ste urodziny zwieńczę dobrym, dobijającym filmem romantycznym. A co! Jesienna depresjo przybywaj...
___________________________________________________________________________________
'Żyjemy tak jak śnimy - samotnie'

niedziela, 30 września 2012

4.

Kraków! Kraków! Kraków!
Udało się, A. nareszcie spełnił obietnicę daną mi 3 lata temu. To były całkiem przyjemne 3 dni i świetne 2 noce;p Genialny klimat ma to miasto, muszę to przyznać. Ale jednak chyba wolę 'szybszą' i nowocześniejszą stolicę. Kraków jest świetnym miejscem na kilkudniowy urlop, ale jak dla mnie to właśnie Warszawa jest bardziej inspirująca i pobudzająca do działania.
W każdym bądź razie wyjazd był udany, A. nie zawiódł, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, że ten czas spędzony razem wykorzystaliśmy prawie na full;)
Jutro pierwszy dzień kolejnego roku akademickiego i moje 20. urodziny. Nie wiem, czy dobrze wykorzystałam dany mi czas, wolę tkwić w przekonaniu, że tak. Wiem, że kolejne 20 lat (o ile będzie taka możliwość) będę chciała wykorzystać na 200%. I tego właśnie sobie życzę;p

Wyjazd wprawił mnie w jakiś romantyczny, ulotny nastój, stąd też ten utwór na aktualnej playliście:
Celine Dion - The power of Love ->

poniedziałek, 24 września 2012

3.

Nowe książki na półce i (nie do końca) nowe spodnie z sh w szafie, czyli nastrój lekko poprawiony.
Stwierdzam, że potrzebuje wizyty u dobrego fryzjera i porządnej metamorfozy na mojej głowie. Chyba to jednak prawda, że jak kobietę  w życiu dopada potrzeba zmian, to zaczyna od włosów.
Tymczasem żołądek domaga się kolacji, a uszy dobrej muzyki, więc...;)

The Pretty Reckles - You->

niedziela, 23 września 2012

2.

Chyba staję się powoli aspołeczna...
Zamiast spędzić miły wieczór ze współlokatorami i ich znajomą, to wolałam zrzucić winę za moją niedyspozycyjność na moje przeziębienie i konieczność obejrzenia ważnego meczu i pozostać w łóżku, tyłkiem do góry. Przygnębia mnie to. Za często szukam wymówek i unikam tego typu spotkań. Zresztą nie uważam się za osobę strasznie towarzyską, która mogłaby jako tako zainteresować kogoś. To mnie jeszcze bardziej przygnębia.
Potrzebuję kogoś, czegoś... Rozmowy z A., właśnie teraz. Ale On jak zwykle szwęda się gdzieś po mieście, więc skype odpada. Jak zwykle...

Christophe Willem - Someone new ->

1.

Ładny początek jesieni: przeziębienia i chandra w wydaniu light.
Od przebudzenia (czyt. 13:00) zmusiłam się tylko to opuszczenia łóżka pod pretekstem podgrzania wczorajszego spaghetti, gdyż mój żołądek nie dawał mi spokoju. Dobrze, że ta niedziela ma również angielski wymiar (dwa świetne mecze w Premiere League) inaczej padłabym chyba z gęstości dziwnych myśli i zapachu napięcia unoszącego się w powietrzu.
Jutro prawdopodobnie zaczynam drugą pracę (prawdopodobnie, gdyż nie otrzymałam jeszcze grafiku na przyszły tydzień). Muszę przyznać, że troszkę mnie ona przeraża, a zwłaszcza kary pieniężne za nieobecności i spóźnienia. Przecież ja notorycznie zasypiam. Podejrzewam, że moje wypłaty będą dość ubogie, po obtrąceniu należytych kwot za moje niestawianie się na czas, co raczej będzie nieuniknione.
W międzyczasie postanowiłam o powrocie do BK. Przekonał mnie mój sentymentalizm, doświadczenie i czas, który już tam spędziłam, i który chyba nie działa na moją korzyść. A, no i oczywiście 25%-towa zniżka do AmRest'u. Nie wiem jak długo wytrzymam ciągnąc dwie prace i uczelnie. Mam nadzieję, że mój organizm znów jest gotowy na okres, gdzie maksymalna dawka snu to 3-4h na dobę. Mam nadzieję...

See ya!
__________________________________________________________________________________
'No I'm, not saying I'm sorry, one day maybe we'll meet again'